Jeśli posłuszna, to tylko sobie
Jestem burą suką bez serca
Tak niektórzy mówią o mnie i o każdej innej kobiecie, która nie była posłuszna i miała czelność odejść od swojego mężczyzny. Przy czym o naszej sukowatości najmocniej zaświadcza nie to, że pozwoliłyśmy sobie decydować o swoim życiu, ale fakt, że zrobiłyśmy to posiadając dzieci.
Wiadomo, że mając dzieci, nie decydujemy już tylko o sobie, ale też o nich. A żeby odbierać dzieciom możliwość życia w pełnej rodzinie, to zdecydowanie trzeba nie mieć serca. Bo wiadomo, że serce kobieta ma po to, by oddawać dzieciom i, oczywiście, mężczyźnie— ojcu dzieci.
Jeśli zatem, na drodze pogłębiania świadomości, taka kobieta odkryje, że jej serce cierpi w jakikolwiek sposób w relacji z ojcem dzieci i spróbuje podjąć próbę uwolnienia się, wtedy zaczyna się festiwal wbijania w poczucie winy. Nie dość, że jest niewdzięczną, samolubną modliszką, której się w dupie przewraca, to jeszcze krzywdzi swoje dzieci. Ponieważ, jak wiadomo, dzieci potrzebują obojga rodziców, który się kochają. Tylko co, jeśli się nie kochają? Co, jeśli nawet się nie lubią, nie szanują i są dla siebie paskudni?
Jak działa serce?
Serce to nie jest rozdzielnica z prądem, w której, jak chcieliby autorzy tych paskudnych plakatów, można miłość po prostu włączyć. Ona się tam po prostu wypala, jeśli nie dba się o całą instalację. Spalona instalacja zaś nie służy nikomu, a zwłaszcza dzieciom. Zatem jeśli kobieta chce ocalić swoje serce (a także serca swoich dzieci) od wypalenia w dysfunkcyjnej rodzinie, potrzebuje odejść. Niestety, w naszej patriarchalnej kulturze, to nadal jest akt heroizmu.
Serce kobiety nie należy przecież do niej. Ma je oddawać rodzicom i patriarchom tego świata. Oni mówią, w co należy wkładać serce i którego Boga tam mieć. Precyzyjnie określają, z jakiego powodu serce może krwawić i na ołtarzu jakiej sprawy należy je złożyć.
Każda kobieta, która próbuje zawalczyć o siebie, występuje w tym momencie przeciwko władzy patriarchów. Jest nieposłuszna, nieodpowiedzialna, niedorosła — gdyby była, to znałaby swoje miejsce. Najgorsze jest, że do zajęcia właściwej pozycji w szeregu przywołują taką kobietę nie tylko mężczyźni-patriarchowie, ale także niektóre kobiety.
Oddaj serce w słusznej sprawie
Matki, siostry, ciotki, nauczycielki, polityczki, działaczki, dziennikarki, pisarki i inne, które oddały swoje serca w słusznej sprawie. Marion Woodman, w książce “Świadoma kobiecość” nazywa takie osoby córkami patriarchatu. Kobietami, które – niczym małe dziewczynki – całkowicie oddają się woli ojców, byleby byli zadowoleni. Wtedy mogą liczyć na nagrodę, albo chociaż na brak kary.
Dlatego też córki patriarchatu pilnują, by inne kobiety także nie sprzeciwiały się woli patriarchów, ponieważ gniew ojców może uderzyć w każdą, niezależnie od tego czy była posłuszna, czy nie.
Nic dziwnego, że w takiej sytuacji dziewczynki od samego początku wychowuje się do uległości. Ich "nie" jest wyrywane i deptane, jeszcze zanim zdąży się dobrze zakorzenić. Kiedy więc dorosła kobieta uświadamia sobie, że czegoś nie chce, na coś się nie zgadza, czegoś już dłużej nie zniesie, jest przerażona. Zwłaszcza jeśli to coś, czego się nie chce, to na przykład małżeństwo czy rodzina.
Twoje serce
Przez tysiąclecia żyłyśmy w cieniu mężczyzn, całkowicie zależne od ich woli. Posiadanie ojca, brata lub męża bardzo długo było gwarantem fizycznego, a także ekonomicznego i społecznego bezpieczeństwa. W wielu krajach nadal tak jest, ale to się powoli zmienia, bo coraz więcej kobiet ma odwagę powiedzieć "nie".
Ty także masz prawo mówić "nie". Nawet jeśli bardzo się boisz, z każdą Twoją odważną niezgodą na patriarchalne reguły ten porządek świata odrobinę się kruszy. Kiedyś w końcu runie, jeśli będzie nas coraz więcej i więcej. Jeśli będziemy się wspierać i razem budować przestrzeń szacunku, empatii i dialogu. Jeśli będziemy uczyć swoje dzieci, że one też mogą mówić "nie” i samodzielnie myśleć.
A jeśli już koniecznie chcesz być posłuszna — bądź posłuszna sobie, swoim zasadom i swoim decyzjom. Twoje serce należy do Ciebie.
PS. Prosto z serca.
Wszystko fajnie, ale jak się odzyskuje swoje serce? Wszystko to, co opisałam powyżej – gniew patriarchów, wyzwiska, próby wstawiania do szeregu przez córki patriarchatu – znam nie tylko z doświadczeń moich klientek w terapii, ale także z własnego życia. Kultura patriarchalna nie tylko nie pozwala Ci mówić "nie". Ona przede wszystkim nie pozwala kochać. Ani siebie, ani siebie nawzajem w zgodzie z własnymi potrzebami, bo w patriarchacie chodzi o władzę i kontrolę. W takim środowisku nie ma przestrzeni na miłość i budowanie dobrych relacji. Woodman pisze wręcz, że przeciwieństwem miłości nie jest nienawiść, ale właśnie władza.
Lata zajęło mi nabieranie odwagi, by zacząć żyć swoim życiem. Na terapii, w szkoleniach, warsztatach, ale i w dobrych wspólnotach uczyłam się miłości i szacunku do siebie. Nadal się uczę i widzę, że ćwicząc jestem w tym coraz lepsza. Chcąc podzielić się wiedzą i doświadczeniem z tej drogi, stworzyłam zeszyt ćwiczeń “Miłość i szacunek się robi“. Zeszyt ma na celu ułatwić innym osobom odzyskanie swojego serca i pokazanie, jak żyć w zgodzie z tym, co ono podpowiada.